14.12.2021  Piotr Tracichleb

 

Dziś opowiemy Wam o tym jak wyglądają pierwsze kroki w pracy automatyka.

W pierwszej części wywiadu Kamil Jastrzębski z “Automatycznego Podcastu” zdradzi nam, od czego zacząć, by nabyć doświadczenie jako specjalista automatyk. Porozmawiamy też o tym, jak wygląda praca w fabrykach oraz o możliwościach awansu w takich miejscach.

Dla tych, którzy, wolą słuchać niż czytać lub chcą posłuchać nas w tak zwanym międzyczasie, przygotowaliśmy podcast. Materiał jest też dostępny na YouTube.

Link do podcastu Spotify

Link do Podcastu Spreaker

Początek wywiadu

Piotr Tracichleb

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Po moim pierwszym live dostałem wiadomość, o mniej więcej takiej treści: “Słuchaj, musisz zaprosić tego gościa co robi Automatyczny Podcast, bo nagrywa naprawdę fajne audycje i będziecie mieli o czym pogadać.”. Już wtedy z Kamilem wymieniliśmy kilka maili i byliśmy wstępnie umówieni na tę rozmowę, bo ja sam “Automatyczny Podcast” znam, i lubię, i właśnie stamtąd wiem, że taki kozak Kamil Jastrzębski istnieje. I to właśnie Kamil Jastrzębski jest dzisiaj moim gościem. Cześć.

Kamil Jastrzębski

Cześć, cześć. Witam Ciebie i wszystkich obecnych.

Piotr Tracichleb

Jakbyś Kamil na początku mógł powiedzieć, czym zajmujesz się obecnie.

Kamil Jastrzębski

Postaram się tak w skrócie opowiedzieć. Także, dziękuję Piotr za przedstawienie. Nazywam się Kamil Jastrzębski i jak już wspomniałeś nagrywam “Automatyczny Podcast”. Moją misją jest podnosić kwalifikacje kolegów z branży automatyki, automatyków, elektryków, mechaników, czy osób które dopiero się uczą tego zawodu i chcą w nim coś osiągnąć. Więc teraz mam takie pytanie – czy znacie “Automatyczny Podcast”? Jeżeli tak to napiszcie w komentarzu, będzie mi bardzo miło. A przy okazji tam jest takie serduszko, które można kliknąć. Zachęcam do kliknięcia.

Jeśli chodzi o podcast to do tej pory wyszły trzydzieści dwa odcinki. Zajmuję się również innymi rzeczami, bo podcast to tak powiedzmy dorywczo. Na co dzień jestem/ mogę się nazwać automatykiem. Zajmuję się systemami sterowania i wizualizacji oraz sieci przemysłowe PROFIBUS i PROFINET. Założyłem i prowadzę firmę “JK Automation”, która pomaga klientom właśnie w tych zagadnieniach.

Piotr Tracichleb

Ja myślę, że część osób zna “Automatyczny Podcast”, a jak nie znają to powinni poznać. Jest tam sporo wiedzy, nie tylko dla początkujących, ale również osoby, które siedzą w automatyce już od ładnych paru lat mogą się dowiedzieć pewnych ciekawostek. Sam ostatnio widziałem w twoich udostępnionych postach: jakie rzeczy diagnozujesz, jak sprawdzasz sieć PROFIBUS (o czym nie miałem wcześniej pojęcia, że takie coś się robi). Także naprawdę można się od Kamila sporo dowiedzieć.

Ale wracając do Twoich korzeni, bo jesteś na rynku już ładnych parę lat. Jakbyś mógł opowiedzieć jak zaczynałeś pracę w automatyce. Myślę, że jest to wartościowe, gdyż duża część oglądających/ słuchających to studenci zastanawiający się jak zacząć.

Kamil Jastrzębski

Jak pokierować swoją karierę, aby wyjść na tym dobrze i korzystnie. Ja myślę, że zacznę troszeczkę wcześniej niż moje pierwsze dni w pierwszej pracy, czy w zawodzie automatyka. Cofnę się do ósmej klasy podstawówki, kiedy to zastanawialiśmy się – ja i moja rodzina – w którym kierunku iść. Za moich czasów były podstawówki ośmioklasowe. Później szło się do liceum albo do technikum. Zdaje się, że dzisiaj znowu powrócili do tej wersji ale będąc właśnie w tej ósmej klasie – to było z ponad dwadzieścia lat temu- były czasy w Polsce, gdzie komputery i informatyka były taką rzeczą, którą młodzi ludzie się interesowali. Wtedy samemu naprawiało się komputery, instalowało się Windowsy 95, 98. To jeszcze były czasy płyt CD, później weszły DVD. Ostatnio, już nawet takich napędów się nie montuje. Wpadł taki pomysł, abym kształcił się na informatyka. Bo skoro zajmuje się komputerami, tak to lubi i wychodzi mu to- to czemu by nie? Natomiast ja nie do końca byłem przekonany do informatyki. Komputery – fajna rzecz, coś się tam otwierało, łączyło, instalowało, pisało, konfigurowało, natomiast nie widziałem w tym przyszłości z uwagi na to, że ja lubiłem zawsze coś konstruować. Za moich czasów był pewien poradnik do techniki, gdzie budowało się różne rzeczy. Podłączało silniczki, coś się kręciło, jakieś wiatraczki, regulatory- tego typu rzeczy. Zawsze pasjonowało mnie to, że można coś skonstruować, więc byłem bardziej przekonany do automatyki/automatyzacji.

I właśnie tak zdecydowałem, że pójdę do technikum elektronicznego o specjalizacji automatyka przemysłowa. Później poszedłem na studia, również Wydział Elektroniki na Politechnice Wrocławskiej i skończyłem specjalizację Systemy Informatyczne w Automatyce. Więc trochę informatyk, trochę automatyk, jednak bardziej skłaniam się do bycia automatykiem. Choć nie wiem jak u Ciebie Piotr – nie nazywają Cię czasami informatykiem skoro programujesz coś przy komputerach? Ja rozmawiałem z innymi kolegami i mówią, że rzeczywiście się to zdarza i taki prawdziwy automatyk traktuje nazwanie go informatykiem, jako trochę taką ujmę.

Piotr Tracichleb

Nie, generalnie mi się nie zdarza. Zdarza się to mojej babci. Ale tak poza tym, często gdy mówię, że jestem automatykiem to ludzie, którzy są spoza branży dziwnie na mnie patrzą. Nie wiedzą – myślą, że robię jakieś dziwne rzeczy. Jednak, gdy już ktoś wie to ma w głowie “O, kolejny typ, który nigdy nie jest w domu”.

No ale tak też rozmawialiśmy z Łukaszem Dziewięckim dwa tygodnie temu- informatyka nie jest dla każdego. Nie każdy lubi siedzieć przy komputerze cały czas. I też Krzysiek, który nas ogląda powiedział tak: “Są ludzie, którzy po prostu lubią siedzieć na produkcji”. I właśnie tak to wygląda.

Kamil Jastrzębski

Ale na produkcji, czyli na uruchomieniach, czy po prostu przekładać z jednego pudełka w drugie? – bo są też ludzie, którzy lubią monotonię. Ja nie lubię.

Ale wróćmy do tego pytania. Na ostatnim roku studiów został przedmiot praca dyplomowa. Było dużo czasu i de facto jeszcze byłem studentem więc pomyślałem sobie, że nie będę tego czasu marnował i poszukam sobie jakiejś pracy. Powysyłam sobie CV, a nuż, widelec – może coś się znajdzie. Wielkiego ciśnienia nie ma. Jestem studentem. W każdym bądź razie, może uda mi się jakoś jeszcze ten czas wykorzystać.

Wysyłałem CV do różnych firm – bardziej jako programista automatyk – i miałem różne doświadczenia na rozmowach o pracę. Jedną z nich pamiętam w ten sposób, że część była związana z językiem angielskim. Nie ukrywam, że na studiach i po studiach mój angielski niestety kulał, albo był wręcz na bardzo podstawowym poziomie. Było to spowodoane tym, że jeszcze w technikum wymyśliłem sobie, że nie będę się uczył angielskiego tak jak wszyscy, ja zacznę się uczyć francuskiego i to będzie moja przewaga. Jak się jednak okazało, zmarnowałem trochę czasu, bo mimo, że skończyłem francuski na poziomie B1 – to nie miałem nigdy okazji tego wykorzystać. No może raz z panią w tramwaju porozmawiałem.

Na rozmowie o pracę zaczęliśmy trochę dyskutować, ale mi nie szło, więc w pewnym momencie powiedziałem – “w takim razie ja dziękuję, ja się tutaj nie nadaję i już wychodzę”. No więc to było trochę przykre doświadczenie, bo wiedziałem, że się tam nie nadaję, że pytają o ten angielski.

Dzisiaj patrzę na to inaczej. Jeżeli przychodzę na rozmowę kwalifikacyjną albo ja przepytuję kogoś na rozmowie kwalifikacyjnej, to po prostu chcę wiedzieć, które elementy są kandydatowi znane, a które nie. To, że nie jesteś dobry w jakimś temacie lub nie znasz go wcale nie skreśla Cię z bycia dobrym kandydatem. Koniec końców znalazłem pracę, w firmie integratorskiej. Trzy pierwsze miesiące opierały się na pracy w biurze, następnie przeszedłem szkolenie wewnętrzne i zacząłem jeździć na obiekt. Była to praca od poniedziałku do piątku, w delegacji, później weekendy w domu (ewentualnie dwa tygodnie w delegacji). Natomiast ciekawa rzecz jest taka, że gdy po raz pierwszy pojechałem na obiekt to byłem przerażony. Byłem przerażony z uwagi na to, że ja uczyłem się na wydziale elektroniki i tych elementów elektrycznych, pomiarów i tak dalej – jednak w praktyce to wszystko była dla mnie czarna magia. Teoretycznie wiedziałem jak mierzyć prąd, napięcie ale na studiach nie mieliśmy z tego praktycznych zajęć. Jakieś takie wtyki bananowe i takie standy demonstracyjne to nie to samo jeżeli człowiek otwiera szafę i widzi tam te wszystkie elementy: przekaźniki, styczniki, złączki i tak dalej. Dla mnie to był wtedy szok. Wiedziałem, że czas odrobić swoje zadanie domowe i nauczyć się tego. Muszę wiedzieć jak czytać schemat, gdzie się podłączyć, żeby coś pomierzyć, posprawdzać. Także to był minus tego, że byłem bardziej informatykiem- takim informatykiem w automatyce.

I tutaj jest moja sugestia dla osób, które chciałyby być: specjalistą na rynku automatyki, specjalistą automatykiem, czy specjalistą automatykiem programistą – to się różnie nazywa – albo dzisiaj mechatronik. Polecam pójść najpierw do utrzymania ruchu, w którym ta “kabelkologia”, układy stycznikowe, układy przekaźnikowe, czy ta cała obiektówka będzie na miejscu. Człowiek będzie odpowiedzialny za konserwację, serwis, naprawę tych urządzeń. Wydaje mi się, że opanowanie sterowników, napędów czy innych elementów jest łatwe (może mi się tylko tak wydaje). Automatyk programista musi potrafić posługiwać się miernikiem i sam zdiagnozować, dlaczego pewne elementy nie działają. Oto taka moja rada dla osób, które wchodzą na rynek automatyki. Myślę, jest to bardzo ważne.

Piotr Tracichleb

Tak, to jest ciekawe o czym mówisz. W mojej pierwszej pracy jako automatyk, gdy pracowałem jako stażysta, miałem takiego starszego kolegę. Mówił on, że to są świetne studia, ale przygotują Cię do studiów doktoranckich. I w zasadzie tyle.

Jak poszedłem do pracy to miałem takie doświadczenie, że trafiłem do warsztatu, gdzie sznurowali szafy. Nie miałem pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Pierwszy tydzień, dwa spędziłem na warsztacie ucząc się jak sznurować szafy, jak to wszystko działa, jak posługiwać się schematem. Zaczynałem u integratora i nigdy nie pracowałem na utrzymaniu ruchu, jednak miałem właśnie to szczęście, że pierwszych kilkanaście dni spędziłem na sznurowaniu szaf. A są i tacy automatycy (znam osobiście), którzy nie lubią wejść do szafy. Mówią “to jest robota elektryka” i jak coś nie działa w szafie to po prostu na niego czekają. Osobiście tego nie pochwalam, ale pewnie wiesz, że są takie przypadki.

Kamil Jastrzębski

Też słyszałem i rozmawiałem z ludźmi, u których po prostu tak w pracy jest. Istnieje podział na software’owców albo systemowców i jest drużyna AKPiA. Software’owiec mówi, że u niego w systemie wszystko jest okej, więc niech AKP’owiec idzie sprawdzić. Są różne miejsca: takie gdzie jest to podzielone, takie gdzie automatyk jest tylko odpowiedzialny za automatykę oraz takie w których automatyk jest odpowiedzialny za wszystko – mechanikę, pneumatykę, elektronikę, elektrykę itd. Więc wszystko zależy od tego, gdzie się trafi. Natomiast skoro jesteśmy tutaj i chcemy pokazać drogę młodym ludziom to myślę, że zaczynając warto znaleźć sobie miejsce, w którym będzie dostęp zarówno do obiektówki jak i systemów sterowania. Niech będzie okazja coś tam zmodyfikować. Są też firmy, w których automatyk właśnie jest od tego, by odkręcić siłownik, przykręcić inny, wykonać remont a systemami sterowania zajmuje się firma zewnętrzna. Więc jest tak i tak. Tutaj po prostu nie ma złotego środka, trzeba po prostu zrobić dobry research i sprawdzić czego się można w takiej pracy nauczyć.

Piotr Tracichleb

Tak, trzeba trafić do dobrej firmy, bo można trafić w miejsca gdzie się smaruje łożyska. Tutaj mówię na podstawie konkretnego przypadku – kolegi, który nas zresztą słucha. A można trafić w miejsce gdzie naprawdę dotknie się wszystkiego.

W moim przypadku jest tak, że większość osób, które znam w branży osobiście pracuje w firmach integratorskich lub u producentów maszyn. W Twoim przypadku praca u integratora nie trwała zbyt długo i dość szybko zacząłeś pracować stacjonarnie. Możesz powiedzieć dlaczego zdecydowałeś się akurat na taki rodzaj pracy i co to była za praca?

Kamil Jastrzębski

Czynników zmiany było kilka. Zacznę od tego jakie były tam plusy. Miałem niedaleko do pracy, bo dojazd zajmował mi dziesięć minut- wtedy mieszkałem jeszcze we Wrocławiu. Serdecznie pozdrawiam osoby z Wrocławia. Czyli: było blisko, był elastyczny czas pracy, byli fajni koledzy, były rozwojowe tematy. Bardzo fajnie się tam pracowało. To chyba tyle z plusów.

Teraz minusy. Więc jak już wspomniałem – były delegacje od poniedziałku do piątku. Ja wtedy prowadzałem się z dziewczyną, która obecnie jest moją dziewczyną. Troszeczkę nie w smak było mi spędzać popołudnia w pokoju hotelowym niż z Nią. Więc to był taki minus. Kolejnym minusem było, wydaje mi się dosyć niskie wynagrodzenie. Mimo, że zarabiałem więcej niż wynosiła renta mojej mamy to pewien kolega – Sławek, podczas pewnej przechadzki do sklepu po bułki na śniadanie uświadomił mi, że my możemy zarabiać o połowę więcej niż wtedy. Dla mnie to było dziwne, tak jak już wspomniałem – skoro w mojej rodzinie w sumie zarabiałem najwięcej, a on mi mówi, że to i tak nie są żadne pieniądze. Jakaś lampka mi się w głowie zapaliła, pomyślałem że może jednak warto poszukać, albo chociaż rozejrzeć się skoro są takie możliwości. Natomiast takim podwójnym minusem, który w żadnym bądź razie nie był plusem był po prostu kierownik. Niekoniecznie wiem jak to wyrazić – po prostu był dobrym specjalistą lecz nie potrafił zarządzać relacjami z ludźmi. Także w pewnym momencie musiałem coś zrobić, zmienić pracę, bo inaczej przestałbym zupełnie wierzyć w swoje umiejętności. I nadarzyła się taka okazja – pojechałem w delegację z firmy, wspomagać inżyniersko pewien projekt. Tam ówczesny zleceniobiorca, a późniejszy mój przełożony zadał “głupie” pytanie, takie w formie żartu – czy nie chciałbym tutaj pracować. No i zasiał takie ziarenko, więc ja mu też żartem, niezobowiązująco powiedziałem, że tyle i tyle chciałbym zarabiać i możemy przejść do konkretów. Okazało się, że to wszystko jest możliwe – kwota o połowę większa, o której wspominał Sławek. Więc przeniosłem się. Także precyzując – zmieniłem szefa.

Piotr Tracichleb

Jeżeli chodzi o ten rozstrzał w zarobkach, o którym wspomniałeś. Ty mówisz, że zmieniając pracę – i to na stacjonarną – nagle wzrosły Ci zarobki o 50%. Wydaje mi się, że jest to ogromna bolączka rynku automatyki, że ludzie tak naprawdę nie wiedzą ile mają zarabiać. Również informacje dostępne w internecie są bardzo niepełne. Można wejść na portal typu pracuj.pl czy praca.pl, gdzie jest napisane, że automatyk zarabia około sześć i pół tysiąca złotych brutto, co jest swego rodzaju bzdurą. Znam automatyków z kilkuletnim doświadczeniem- trzy/ czteroletnim, którzy zarabiają ponad dychę. Są też tacy, którzy mają już prawie dziesięć lat doświadczenia i zarabiają na przykład osiem tysięcy, a są i tacy, którzy dopiero zaczynają i zarabiają na przykład trzy i pół (większość ich wypłaty to są nadgodziny i diety). Planuję zrobić większy research na rynku, aby dowiedzieć się ile tak naprawdę automatycy przy konkretnym doświadczeniu, charakterze pracy oraz pozostałych czynnikach zarabiają.*

A wracając do późniejszej pracy- czy mógłbyś powiedzieć jak ona wyglądała, co tam robiłeś?

Kamil Jastrzębski

W mojej pierwszej pracy miałem stanowisko inżynier systemów sterowania (czy coś takiego) i generalnie zajmowałem się rozproszonymi systemami sterowania – SIMATIC PCS 7 , i pomniejszymi, zwykłymi aplikacjami na sterowniczek. Moja praca wyjazdowa, czyli te delegacje to również było uruchamianie systemów SIMATIC PCS 7.

W nowej pracy również robiłem bardzo podobne rzeczy, jednak to była cukrownia. Pojechałem tam uruchamiać, przygotować generalnie system sterowania do kampanii. Działałem na tym samym systemie – tylko, że w tej cukrowni byłem sam. Czyli opiekowałem się systemem sterowania bez pomocy software’owca. Oczywiście byli automatycy (na przykład przy nowych projektach) odpowiedzialni za obszywanie szaf itd.. Natomiast w firmie integratorskiej ten podział i zakres pracy jest podzielony. Jedna osoba jest odpowiedzialna za schematy elektryczne plus generowanie symboli, ktoś inny opracowuje część jakiegoś jednego układu. Inny zajmuje się drugą częścią. Osób zaangażowanych w projekt jest więcej. Ja tam byłem sam. No i muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało.

W poprzedniej pracy – tak jak wspomniałem – był kierownik, pod skrzydłami którego prawie bym zaczął wątpić w swoje umiejętności. W nowym miejscu okazało się, że mogę sam – i to z sukcesem- uruchamiać tego typu projekty. Natomiast były też różnice. Różnica polegała między innymi na tym, że tam miałem dostęp do obiektówki. Podchodziliśmy do tego kompleksowo więc była też okazja nauczyć się i zobaczyć w codziennej pracy właśnie te szafy sterownicze itd.. No i jeszcze jedną rzeczą, było to, że była to praca na miejscu, nie trzeba było nigdzie jeździć. Co prawda musiałem się przeprowadzić, gdyż znajdowała się ona aż w województwie wielkopolskim. Dodatkowo, nie wiem czy widzowie zdają sobie sprawę jak wygląda praca w cukrowniach – generalnie jest ona podzielona na etapy. Jest etap remontów i inwestycji. On się kończy i zaczyna się kampania powiedzmy buraczana, która trwa od września do stycznia. W tym okresie ruch jest ciągły- 24h/dobę, czterobrygadowy system pracy. Więc takie typowe utrzymanie ruchu, kiedy się nic nie dzieje wygląda tak, że włącza się Netflixa, czyta się internet aż do znudzenia, robi się jakieś tam projekciki. Tak zwaną “prywaciznę” przynosi się do pracy. No i później znowu kończy się ten okres, a zaczyna inwestycja – czyli remonty, więc należy pododawać nowe rzeczy.

Była to troszeczkę inna praca. Mi się generalnie podobała. Co prawda, okres kampanii, przypadał od września do stycznia. Był to okres świąt Bożego Narodzenia, Sylwestra, więc przez osiem lat miałem po prostu wycięte z życiorysu jakiekolwiek imprezy sylwestrowe. Albo człowiek musiał przyjść na szóstą rano do pracy, albo kończył o dwudziestej drugiej. Niestety, tutaj tego typu rzeczy odpadały.

Piotr Tracichleb

To jest coś, z czego nie zdawałem sobie w ogóle sprawy. Na ogół jest taki podział: albo praca w firmie integratorskiej, albo w utrzymaniu ruchu, albo ewentualnie w jakimś dziale projektowym fabryki. U Ciebie to było dwa w jednym, co chyba też wprowadza pewną dynamikę w pracy. Nie masz tak, że siedzisz przez rok na utrzymaniu ruchu i tylko wymieniasz czujniki, gdy coś się stanie, tylko faktycznie występuje okres utrzymania ruchu, który bywa spokojniejszy. na zmianę z okresem, w którym faktycznie coś trzeba pogłówkować, zastanowić się co jak poprawić. Także to jest też inny charakter pracy.

A jakbyś mógł powiedzieć (bo Ty pracowałeś w tej firmie dosyć długo – mówisz osiem lat…). Jak wyglądała w Twoim przypadku kwestia awansów w tego typu przedsiębiorstwie produkcyjnym? Bo z tego co widzę to jako rozruchowiec, czy jako pracownik firmy, która robi maszyny – to czym ja zawsze się zajmowałem – to można awansować ewentualnie na seniora, team leadera, albo osobę zarządzającą projektem. I na tym te możliwości się kończą, również ze względu na zazwyczaj niewielki rozmiar tych firm.

Powiedz, jak wygląda to kiedy pracuje się w fabryce na stałe?

Kamil Jastrzębski

Ja mogę się wypowiedzieć tylko w kontekście mojego przypadku. Ze względu, że była to cukrownia, to ta hierarchia była dosyć mocno spłaszczona. Był dyrektor techniczny. Pod dyrektorem technicznym było trzech inżynierów zakładowych, każdy był odpowiedzialny za inną część automatyki. Każdy inżynier miał pod sobą mistrza, mistrz miał pod sobą automatyków. Ja pracowałem na stanowisku mistrza więc tych szczebelków nade mną było niewiele. Był inżynier zakładowy i dyrektor, więc szans awansu nie było żadnych. No nie wliczam i nie biorę pod uwagę sytuacji typu, że komuś się coś stanie, albo w innych okolicznościach zrezygnuje. Miałem gdzieś z tyłu głowy, że w tym miejscu niespecjalnie jest szansa bardziej się rozwinąć. Troszeczkę irytowała mnie wizja, że ja tutaj, na tym stanowisku mogę przepracować kolejne trzydzieści lat, aż do emerytury. Więc nie bawiła mnie ta sytuacja. Nie wiem jak jest w innym miejscach w takich zakładach produkcyjnych. U mnie możliwości awansu raczej nie było. Co prawda, gdy odchodziłem z tej pracy to rozmawiałem z koleżanką z działu kadr. Twierdziła że były tu możliwości. Można byłoby popróbować zakotwiczyć się gdzieś w Niemczech. Oczywiście to jest duży koncern, który rzeczywiście miał inne fabryki, i w Niemczech, i w Skandynawii, więc faktycznie jakieś możliwości były. Tylko w mojej sytuacji to nie było tak, że ja nagle stwierdziłem, że rezygnuje z pracy. Robiłem różne podejścia, i do dyrektora, i przeprowadzałem pewne rozmowy. Natomiast ten temat się dosyć mocno przeciągał, aż w końcu znalazłem nową pracę i zmieniłem swoją ścieżkę kariery.

Piotr Tracichleb

Tak to bywa, że czasami trzeba mieć szczęście i trafić na odpowiedni moment. Najlepiej kiedy firma się rozwija i można robić coś innego, albo kiedy ktoś odchodzi z pracy i wtedy pojawia się wakat. Często firma woli wziąć kogoś z wewnątrz, ewentualnie przeszkolić do zarządzania, niż szukać kogoś na zewnątrz.

Kamil Jastrzębski

To są dwie strony medalu. Z jednej strony oczywiście wynagradzamy naszych pracowników z wewnątrz. Z drugiej strony zatrudnienie kogoś z zewnątrz potrafi dostarczyć, że tak powiem, świeżej krwi, nowych pomysłów. Bo jeżeli tutaj pracujemy w swojej hierarchii to jesteśmy w pewien sposób ukierunkowani. A taka osoba z zewnątrz, z innego przemysłu, czy z innej fabryki potrafi nam podpowiedzieć nowe techniki, więc wymieszanie też jest taką dobrą praktyką.

Piotr Tracichleb

Tak, to jest coś o czym często mówi Łukasz Dziewięcki – że człowiek przychodzi z zewnątrz i widział sto różnych rozwiązań gdzieś indziej. Na tej podstawie jest w stanie dostarczyć nowych, zupełnie innych rozwiązań, o których my nie myślimy pracując w danym schemacie.

Mówiłeś, że pracowałeś jako mistrz automatyki i kierowałeś niemałym zespołem.

Opowiedz nam jakie były, albo jakie są teraz Twoje oczekiwania względem automatyka, z którym chciałbyś pracować?

Kamil Jastrzębski

Było tam dziesięciu automatyków, natomiast byli oni raczej odpowiedzialni za tę część obiektową. Kierowali się taką polityką, aby tylko jedna osoba była odpowiedzialna za systemy sterowania, w celu nie mieszania wielu wizji i panowania nad tym co się dzieje. Nie chcieliśmy dopuścić do sytuacji, że przychodzę, dostaję rozgrzebany program, dodatkowo włączony na online i mam domyślać się, co mój poprzednik planował zrobić. Osobiście byłem odpowiedzialny za ten system.

Może opowiem kogo dzisiaj bym zatrudnił, i jakiego pracownika poszukuję do swojej firmy. Nawiążę tutaj do mojego dobrego kolegi Grzegorza, który był gościem osiemnastego odcinka “Automatycznego Podcastu”. Grzesiek, serdecznie Cię pozdrawiam. Mamy takie spotkania, raz w sobotę – ja, Grzesiek i Dominik spotykamy się w ramach master mind’u i rozmawiamy sobie o naszym życiu zawodowym, biznesowym i nie tylko. No i między innymi mieliśmy właśnie też taki temat. Według mnie, to co Grzesiek wtedy powiedział było bardzo fajne. Mianowicie- Grzesiek swojego czasu, będąc jeszcze na etacie pracował jako manager, czy team leader. Mówił, że w czasie rekrutacji pracownika, osoba ta musiała przejść dwa testy. Pierwszy był testem umiejętności zdiagnozowania lub znalezienia usterki w jakiejś malutkiej szafce. Był to taki układ stycznikowy na podstawie schematu. Drugi test- jak szybko potrafi się uczyć. Jeżeli przychodził kandydat, który miał znajomość i wiedzę z programowania sterowników SIMATIC to dostawał zadania zaprogramowanie jakiegoś prostego układu, czy aplikacji, na przykład na Allan Bradley i do tego dostawał instrukcję. Jeżeli potrafił, mając te dane wykonać to zadanie to znaczyło, że potrafi się szybko uczyć i ten proces przyswajania wiedzy dla niego jest bezbolesny. Zdarzały się osoby, które mimo instrukcji typu kliknij tu, kliknij tam, wpisz tu, nie potrafiły sobie poradzić, więc myślę, że było to dosyć ważne. Ale też jest druga strona tej sytuacji. Nie wszystkie prace są pracami, które wymagają takiego twórczego myślenia, szukania wiedzy, szukania rozwiązań. Jest wiele zadań, które są monotonne, nudne i osoby takie jak ja, które lubią nowości, które lubią nowe wyzwania i problemy- źle czują się w takich sytuacjach. Wszystko zależy do czego potrzebujemy pracownika. Tak jak w tej anegdocie – jeżeli mamy łódkę, ktoś musi wiosłować, ale ktoś musi też wyznaczać kierunek i trzymać ster. Nie można mieć wszystkiego w jednym, choć jak mówią – co jest do wszystkiego, to jest do niczego. A z drugiej strony, w Polsce automatyk musi być takim człowiekiem od wszystkiego.

Piotr Tracichleb

Tak, zgadza się, to jest prawda. Ktoś, kto lubi robić systemy SCADA często będzie się źle czuł w systemach PLC Jest tam zazwyczaj więcej stresu, szczególnie jak coś nie działa, a tutaj musi iść produkcja. Z kolei osoba, która dobrze się czuje w PLC i lubi jak dużo się dzieje, to robiąc system SCADA raz na parę miesięcy może usiąść do wizualizacji i jakoś przez to przebrnie. Jednak na dłuższą metę będzie się w tej pracy męczył.

Czyli podsumowując: dwa aspekty – umiejętność szybkiego uczenia się, którą sprawdzasz testem i część obiektowa.

Kamil Jastrzębski

Jeszcze jedna rzecz mi przyszła do głowy. Nie wiem czy kojarzysz Piotrze takie coś jak kolory, które są rodzajem osobowości. Czerwony, żółty, zielony i niebieski.

Piotr Tracichleb

Tak, kojarzę, że coś takiego jest.

Kamil Jastrzębski

Jest, jest. I to też podziękowania w kierunku Grześka. On podsunął swego czasu nam taką książkę, która się nazywa “Otoczeni przez idiotów” Thomasa Eriksona, zdaje się. Myślę, że podlinkujemy tutaj. Ta książka otwiera oczy właśnie na to, kim my jesteśmy. Jak są postrzegani inni ludzie. Właśnie, to co powiedziałem, są ludzie którzy lubią taką cichą, monotonną scenę, a są znowu takie kolory, na przykład jak czerwony – odzwierciedlające osobę proaktywna, która już, teraz chce działać. Znowu żółty to jest taka osoba, która lubi otaczać się ludźmi – zabawa i tego typu rzeczy. Myślę, że warto przeczytać tę książkę, by uświadomić sobie dlaczego z niektórymi na przykład się nie dogadujemy. Bo jeżeli nauczymy się rozpoznawać z jakimi zachowaniami związane są dane kolory, to wtedy dużo łatwiej będzie nam zaakceptować naszych kolegów, współpracowników, rodzinę. Jest też darmowy test, można sobie zrobić – na stronie 16personalities.com. To też podlinkujemy. Można sobie za darmo zrobić taki kurs. Serdecznie polecam, bo to naprawdę otwiera oczy na to kim jesteśmy, a kim są inni. Tytuł może taki dosyć kontrowersyjny “Otoczeni przez idiotów”, ale polecam.

Piotr Tracichleb

Tak, 16personalities znam. Jeśli chodzi o tę książkę to nie słyszałem, ale faktycznie jest tak, że są różne typy osobowości. Nas jako inżynierów, w jakiś sposób może interesować psychologia lecz myślę, że rzadko postrzegamy to jako coś istotnego. Natomiast, mam kolegę, który jest sprzedawcą i on musi przywiązywać uwagę do takich rzeczy. Z jakim typem osoby ma do czynienia, by wiedzieć jak rozmawiać z tą osobą. Jak argumentować to, że to co on sprzedaje jest czymś czego ta osoba potrzebuje- jeżeli faktycznie tak jest. I naprawde, czasami obcowanie z kimś może być po prostu frustrujące dlatego, że ta osoba myśli trochę inaczej niż my.

Kamil Jastrzębski

Tak na zakończenie – mogę prosić publiczność o napisanie w komentarzu, czy słuchają jakichś podcastów, a jeżeli tak to jakich. Będę wdzięczny za polecenie czegoś nowego.

Piotr Tracichleb

Ja poza “Automatycznym Podcastem” słucham Joe Rogana. Nie wiem czy kojarzysz kto to jest. Najpopularniejszy podcast w Stanach Zjednoczonych. Czasem ma naprawdę ciekawych gości, czasem mniej. Natomiast warto.

Była to pierwsza z trzech części wywiadu z Kamilem Jastrzębskim. Koniecznie posłuchajcie Jego podcastów, które znajdziecie tutaj.

*Raport zarobków Automatyków i robotyków

Książka “Otoczeni przez idiotów” Thomas Erikson

Strona 16personalities.pl
Facebook LinkedIn Instagram