Jeżeli okaże się tak, że koncerny, czy jakiekolwiek firmy zadecydują, że wracamy do Europy, bo tak jest bezpieczniej, to zacznie się absolutny drenaż z rynku. Mówiąc o Polsce – nazwijmy sprawę po imieniu. Finansowo jesteśmy słabo atrakcyjnym krajem dla automatyka w porównaniu z wielkimi krajami zagranicznymi i automatycy mają tego świadomość.
O tym, czy w Europie będzie brakować automatyków i robotyków, co to jest przemysł 4.0, o zarobkach oraz o tym jak zaczynać jako automatyk rozmawialiśmy z Łukaszem Dziewięckim. Dziś druga z trzech części naszej rozmowy.
Możecie ją sobie odsłuchać, obejrzeć lub przeczytać.
Link do podcastu Spotify
Link do podcastu Spreaker
TREŚĆ WYWIADU
Piotr Tracichleb:
Przechodząc dalej – przemysł 4.0, co mnie bardzo ciekawi, dlatego że dużo się o tym mówi. Ja widzę takie dwa trendy. Jeden to są ludzie, którzy mówią, że to jest przyszłość, że tak będzie wyglądała optymalizacja procesów, i że automatyka będzie szła w tym kierunku, żeby wszystko informatyzować, i żeby tych danych o produkcji było jak najwięcej. A z drugiej strony widzę też sporo osób, które mówią, że to wcale to nie jest tak różowo, bo po prostu nie będzie kadr, które będą w stanie się tym zająć i wręcz czeka nas cofka jeśli chodzi o technologię w przemyśle. Jak Ty to widzisz?
Łukasz Dziewięcki:
Fabryka 4.0, czy Factory 4.0 – ten temat pojawił się nagle, nie wiem skąd. Tak jakby dokonał się jakiś cud technologiczny w pewnym momencie. Jakby z wieku pary przejść do wieku elektryczności. Przecież my automatycy cały czas dążyliśmy do automatyzacji i wykorzystywaliśmy nowe narzędzia do tego, żeby dostarczyć jak najwięcej danych, żeby na podstawie tych danych można było podjąć decyzję. Natomiast gdzieś faktycznie obudziłem się i ktoś mi mówi – sztuczna inteligencja, machine learning, IoT – i tak zaczynam sobie drążyć, i to nie jest nic nowego tylko po prostu nazwa się na to pojawiła.
Idąc dalej, tu poruszasz właśnie taką jedną rzecz. Przerwa pomiędzy warstwą PLC, SCADA a ERP, czyli ten system do ogarniania administracyjnego produkcji i spółki. Faktycznie jest przerwa w tej warstwie. Brakuje specjalistów, którzy w ogóle wiedzą co chcą zrobić i jak to powinno działać, którzy mają wizję, bo tutaj potrzeba wiedzy nie tylko automatyka, ale musisz mieć też wiedzę na temat jak funkcjonuje przedsiębiorstwo. Jak rozliczyć produkcję. Jakie dane chcesz zebrać. Jak te dane chcesz wykorzystać do tego, aby tę produkcję poprawić. To jest na przykład to co tutaj robimy ze swoim zespołem, gdzie automatyka to jest tylko i wyłącznie wycinek. Natomiast od automatyków oczekuje się, że zajmą się całym tym kawałkiem tortu. Czyli nie tylko sterownikiem PLC i SCADA ale też tymi systemami pośrednimi. Czyli rozwiązaniami typu MES, czy WMS. Oczywiście generalizuję tutaj, bo możemy różnie to nazwać. Natomiast faktycznie brakuje ludzi z tymi umiejętnościami, bo jednak jeżeli mówimy o warstwie MES-owej to tutaj już wchodzimy w mocną informatykę. Informatyk nie do końca napisze sterownik, bo jak informatykowi dasz do napisania sterownik to możesz się obudzić w zupełnie innym świecie. Różne cuda widziałem i nie działa. Automatyk może próbować pisać MES-a ale to też się nie uda.
Idąc w kierunku brzegu i tego Industry 4.0 – ja do tego dążę. Do pełnej automatyzacji i ściągania tych danych wszelkimi możliwymi sposobami. Dlaczego? Dlatego, że chodzi też o siłę roboczą, o zwykłych pracowników, o powtarzalność produkcji a także czas reakcji na to co dzieje się na rynku. Jeżeli masz dane to rządzisz. Dlatego, że jesteś w stanie bardzo szybko i precyzyjnie zareagować. Jeżeli nie masz danych i opierasz się na wierze, że tak wygląda proces produkcyjny no to jesteś w lesie. Potem się zastanawiasz dlaczego inni dali o dwadzieścia pięć procent mniejszą cenę i jakim cudem to robią. Robią to takim cudem, że mają dane i wiedzą co zmienić. Ja za każdym razem, jak gdzieś jestem to patrzę jak te dane wyciągnąć.
Co do ludzi – to jest faktycznie kłopot. Na rynku ludzi, którzy potrafią ogarnąć proces od poziomu 0 do poziomu ERP jest niewielu. To jednak trzeba parę rzeczy wdrożyć, żeby mieć w ogóle pojęcie jak to funkcjonuje, jaka jest wizja i jakie zasoby trzeba do tego dobrać. Programiści zrobią coś do pewnego momentu. Informatycy… teraz są takie czasy, że każdy chciałby siedzieć w domu na home office, pisać sobie apki na androida albo siedzieć gdzieś w korporacji i pisać jakieś duże systemy ERP-owe, a nikt się nie chce zająć tym czymś co jest powiązane z produkcją.
Wracając do tej warstwy MES-owej. Jeżeli chodzi o tych ludzi, którzy chcieliby zająć się tym MES-em, to faktycznie też nie jest dużo. Poza tym jest jeszcze taka kwestia – nie sztuką jest napisać MES-a szytego na miarę. Sztuką jest mieć osobę, która wymyśli jak to powinno działać. Jeżeli Ty chcesz kupić produkt z półki i ktoś Ci powie, że go weźmie i dopasuje, to będziesz taki jak inni, czyli z półki. Twój proces nie będzie się za bardzo różnił niczym od tego co ma konkurencja. Moje podejście tutaj jest bardzo takie “strict”. Jak chcesz być inny, chcesz być lepszy, to musisz zrobić coś, co jest Twoje i inni nie wiedzą jak to działa, jak to funkcjonuje. Tu jest właśnie bardzo mało takich osób.
Jest jeszcze gorsza sprawa, która się może wydarzyć na rynku. Mówimy tutaj o kontekście “covidowym”. Ta sytuacja na rynku teraz pokazała pewną rzecz. Nie ufamy dostawom z daleka, bo nie wiadomo co się może wydarzyć. Już pomijam fakt, że to wisiało w powietrzu. Jakość tych produktów produkowanych w… nie chcę tych krajów wymieniać ale “gdzieś” – już te duże koncerny się przejechały i to, że tanio nie oznaczało, że ludzie zaczęli masowo kupować, bo się okazało, że jest problem. Teraz załóżmy, że z powodu tej sytuacji pandemicznej zakłady stwierdzą, że wracamy z produkcją na miejsce, bo tutaj przynajmniej jest ta ciągłość dostaw pewniejsza. Jeżeli taka sytuacja by się wydarzyła, a z tego co się orientuję, jest to bardzo prawdopodobne, to zrobi się bardzo duży problem, żeby ściągnąć specjalistów. To, że masz fajny, zautomatyzowany proces to jest jedno, ale musisz mieć ludzi, którzy będą nad nim czuwali – to jest raz. A dwa – to co kupujesz dzisiaj jest fajne, nowe ale za pół roku musisz wdrażać to co wymyśliłeś, żeby to poprawić. W dzisiejszych czasach nie ma czasu na to, żeby nie myśleć o tym jak poprawić. Do tego są potrzebni ludzie.
Nie wiem co będzie na rynku. Jest coraz mniej automatyków, którzy chcą się uczyć i idą na te studia. Mało też jest takich pasjonatów, którzy chcą coś robić. Nie chcę wyciągać różnych rzeczy, ale różne ludzie mają oczekiwania, nie tylko po studiach. Ale chyba na uczelniach nie przedstawiają do końca ludziom jak wygląda w rzeczywistości automatyka i praca.
Natomiast w kontekście Factory 4.0 ja cisnę w ten temat. To mówię otwarcie – uważam, że to jest przyszłość i trzeba dane wyciągać, bo wtedy masz kontrolę i ucinasz głupie rozmowy. Najzwyczajniej w świecie jest prościej. Natomiast z ludźmi jest faktycznie gorzej. Duże firmy jak mają takich fachowców i specjalistów to po pierwsze się nimi nie chwalą, no i po drugie nie chwalą się na zewnątrz, że poprawiają zespoły, coś robią.
Piotr Tracichleb:
Czyli faktycznie, idziesz w to ale masz obawy (uzasadnione), że będzie nam brakowało kadr do tego typu działań w przyszłości.
Łukasz Dziewięcki:
Wiesz co, jest tak. Oczywiście z mojej perspektywy bardzo fajnie, bo niekończąca się praca.
Natomiast faktycznie – z perspektywy przedsiębiorstw to ja jeszcze dwa słowa dodam. Jest pandemia i jest grupa przedsiębiorców, którzy wykorzystują tę sytuacje i pozbywają się specjalistów pod pretekstem pandemii, redukcji itd. Moim zdaniem tacy przedsiębiorcy zostaną z ręką w nocniku, bo teraz ci, którzy myślą, wiedzą, że to jest idealny czas, żeby się zmodernizować i rozwinąć. Dlaczego? Dlatego, że być może obłożenie produkcji jest nie sto procent, ale jest osiemdziesiąt procent i jest czas, żeby wdrażać nowości, bo jak będzie znowu boom (a będzie), to już nie ma na to czasu. A gdzie fachowcy wtedy będą? Fachowcy będą w tych firmach i wyciągnąć wtedy takiego fachowca to już nie jest prosta sprawa. Szczególnie, że ludzie zaczęli myśleć w ostatnich latach. Ja też widzę po rekrutacjach. To nie jest tak, że “wszystko fajnie i w ogóle” – druga strona mocno się dopytuje: jak wygląda, jakie są warunki, o wszystko. To jest fajne.
Piotr Tracichleb:
No to jest właśnie trochę coś na co ja się nastawiam, dlatego też buduję ten portal, żeby ludzie wiedzieli lepiej jak to wygląda. Wracając do tego tematu, który poruszyłeś – odnośnie produkcji, która gdzieś tam była w Chinach czy Indiach… No ogólnie w Azji. W kontekście pandemii, jak widzisz to, że produkcja być może wróci do Europy albo wręcz pojawi się w Europie. Rzeczy, które były produkowane na bliższym czy dalszym Wschodzie. Znowu będzie zapotrzebowanie, żeby robić to tutaj na miejscu ze względu na ryzyko powtórzenia się takiej sytuacji w przyszłości.
Łukasz Dziewięcki:
Wiesz co, no jeżeli mówimy o automatykach to, to będzie na rynku katastrofa. Nie bardzo sobie wyobrażam, żeby ktoś nagle zaczął się przekwalifikowywać, bo to tak nie działa. To nie jest tak, że ktoś w Visual Basic coś sobie pisał i nagle przyjdzie do sterownika i na to zerknie, bo jednak jak stawiam zakład i go przenoszę z jednej lokalizacji do drugiej lokalizacji to przecież nie wezmę gościa, który nie ma bladego pojęcia o tym co to jest siłownik, co to jest pneumatyka, hydraulika. Jak to w ogóle to odpalić, jak to powinno funkcjonować. Nawet jeżeli go wyślę na drugą część świata to nic nie zmienia. Ci ludzie z doświadczeniem są potrzebni. Jeżeli okaże się tak, że koncerny czy jakiekolwiek firmy zadecydują, że wracamy do Europy, bo tak jest bezpieczniej, to zacznie się absolutny drenaż z rynku.
Mówiąc o Polsce – nazwijmy sprawę po imieniu. Finansowo jesteśmy słabo atrakcyjnym krajem dla automatyka w porównaniu z wielkimi krajami zagranicznymi i automatycy mają tego świadomość. W momencie, w którym firmy będą miały ciśnienie, to dla każdej osoby, która jeździ po Świecie – dla niej czy jest w Polsce, czy w Niemczech, czy w Anglii to jest po prostu bez znaczenia, bo zdolność adaptowania jest po prostu “ot tak”. Potrzebujesz mnie tam? Po prostu tam jadę. Tu może być faktycznie duży kłopot. Co może zatrzymać automatyka i programistę w danej firmie? To, o czym mówiłem na początku – zapewnienie, żeby on się nie nudził, bo jednak automatyk cieszy się, że musi napisać sterownik, ale cały czas musi być stymulowany, że jest coś nowego, że coś wymyślił, że jest na horyzoncie kilka fajnych projektów, które trzeba zrobić. Na przykład u mnie w zespole jest tak, że mówimy o jakimś temacie i chłopaki rozmawiają między sobą, który to zrobi. I muszę odpowiednio dzielić, a sam bym coś zrobił. Tak to wygląda, ale właśnie o to chodzi.
Na pewno automatycy będą wybierali firmy, które mają perspektywy, działy R&D tak, że można coś wymyślać, wdrażać. Na pewno takie firmy zatrzymają pracowników. Oczywiście kasa, bo to też trzeba sobie powiedzieć – na pewno też będzie motywatorem. Natomiast to jest działanie krótkoterminowe, bo jeżeli będzie ktoś kto nie daje perspektyw a będzie jeszcze większy boom niż teraz, to jak automatyk pojedzie w dane miejsce i okaże się, że ktoś jest nie fair, nierzetelny i ściemnił, to po prostu taką firmę zostawi. Wiemy jak teraz z informatykami to wygląda. O automatykach się nie mówi ale spróbuj znaleźć dobrego automatyka na rynku. Zresztą prowadzisz portal i wiesz jak to wygląda.
Jeszcze jest kwestia nazewnictwa – kogo nazywamy automatykiem? Też bardzo często spotykam się z czymś takim w utrzymaniu ruchu, że są automatycy, a mówisz mu “dobra to masz programator i weź sprawdź co nie dochodzi”, i nagle “yy, a co Ty chłopie do mnie mówisz?”. A to są takie podstawowe rzeczy, więc chodzi o automatyka z krwi i kości, który wie o co chodzi w temacie. Poza tym jest też inna kwestia, jak mówimy o kadrach. Młodzi nie chcą się uczyć iluś rodzajów matematyki, fizyki, mechaniki, elektryki i innych tego typu rzeczy, i prościej jest iść na inny jakiś fajny kierunek. Nie mówię, że to jest reguła, bo parę fajnych, młodych osób miałem i mieli te takie zacięcie automatyczne.
Moja wróżba, jeżeli mam wróżyć – jeżeli zacznie się przenoszenie fabryk z powrotem do Europy, to słabo to widzę. Możemy też mówić o ściąganiu programistów z krajów takich jak Chiny albo Indie. Mogą takie pomysły przychodzić do głowy. Ja powiem tak – pracowałem (i żeby nikt mnie nie odebrał źle, że ja coś mam do jakości pracy), ale to się nie da. Po prostu – to jest inna kultura, inne podejście, inny tok rozumowania, nie jestem w stanie tego opisać, to po prostu trzeba przeżyć. Podnosisz telefon i słyszysz charakterystyczny głos, który się o coś pyta, nie rozumiejąc procesu i tak dalej… Nie ma opcji i tyle.
Piotr Tracichleb:
Każdy kto pracował w pewnych rejonach świata zna temat. I są tam też ludzie kompetentni, którzy wiedzą co i jak, ale faktycznie jest to inna mentalność, inne podejście do pracy. Więc zgadzam się w zupełności, że to się po prostu nie da. Żeby pracować z kimś kto będzie myślał podobnie jak my, to musi być ktoś albo z Europy albo z Ameryki Północnej, no bo po prostu gdzie indziej to myślenie jest zupełnie inne.
Łukasz Dziewięcki:
Wejdę Ci w słowo, bo muszę to skomentować, bo jest bardzo fajny i ciekawy temat. Jak ktoś jeździł po świecie i pracował z różnymi ludźmi to już wie czego się spodziewać. Oczywiście można powiedzieć, że staramy się upchać w szufladki ale sorry – jak jedziesz na rozruch raz, drugi, trzeci, spotykasz osoby z określonego regionu i widzisz to samo, ale za dziesiątym razem jak przyjeżdżasz już wiesz co będzie. Już wolisz zrobić robotę za tę osobą, bo wiesz, że nie wyjedziesz za pół roku tylko wyjedziesz za dwa miesiące. No to tyle mówi. Też ćwiczyłem taki temat, jak właściciel polskiej firmy próbował mi przetłumaczyć, że to będzie taniej coś sprawdzić. To ja jak takie coś słyszę, to zakładam czapkę na głowę i mówię – “wiesz co stary, to sobie to zrób sam, będziesz miał już w ogóle taniej, bo nie będziesz musiał mojego kosztu wziąć pod uwagę”. Nie przetłumaczysz. Ktoś Ci powie stawkę jakąś tam godzinową śmieszną. Ten śmiech z niczego nie wynika. To nie jest bez przyczyny.
Piotr Tracichleb:
Ja myślę, że się rozumiemy i każdy kto tam był no to po prostu wie.
Poruszyłeś wcześniej temat, który ja bardzo lubię i też zresztą wcześniej mi wspominałeś, że to jest Twój konik. Temat, który jest bardzo drażliwy w Polsce, a ja o tym lubię mówić otwarcie – kwestia zarobków automatyków. Dlaczego jest tak, że robiąc tę samą robotę w Polsce, a robiąc ją gdzieś dwa tysiące kilometrów czy tysiąc kilometrów na zachód różnice są tak diametralne? Mówimy tu o kwestii mnożnika razy pięć. Dlaczego tak to wygląda i jak myślisz – w jakim kierunku to pójdzie?
Łukasz Dziewięcki:
Wiesz co, to jest temat ciągnący się od zawsze. Ja sobie po prostu zadaję pytanie jak to jest możliwe. Zacznę od takich podstaw. Pamiętam jak doznałem szoku jak pojechałem kiedyś na site wiedząc ile wynosi moje wynagrodzenie. Jak site manager powiedział mi, że “Łukasz Ty jesteś tutaj najdroższy”, a tam byli Austriacy, Szwajcarzy , tylko z innych zawodów. Trochę to do mnie nie docierało. Potem powiedział mi ile kosztuje moja dniówka, ile płacą. Moralniaka miałem dobrych parę dni. Nie wierząc w to, co się dzieje, bo jednak dodawać i odejmować człowiek umie. Potem zacząłem jeździć po świecie i pracować za granicą. Również jak byłem dyrektorem zakładu w Anglii, to przecież widziałem jakie są wynagrodzenia i jak to wygląda, i ta jakość itd. I też zacząłem się zastanawiać i próbować dociec do tego, z czego wynika, że pojadę trzysta kilometrów w lewo od miejsca, w którym teraz jestem i za swoją pracę nie będąc managerem biorącym na siebie odpowiedzialność, optymalizując produkcję jestem w stanie zarobić pięć, sześć razy więcej. Tak bez wysiłku w sumie, bez starania. Tak po prostu.
I powiem Ci tak, że przede wszystkim za granicą, w tych krajach wysoko rozwiniętych nie ma tak dużo tych fachowców i oni sobie uświadomili w pewnym momencie, że fachowiec kosztuje. Wiedzą ile kosztuje nie mieć tego fachowca na pokładzie i wyciągnęli wnioski. Natomiast u nas w kraju jest taka sytuacja, że cały – czas nie wiem, czy stara gwardia, czy jakaś jakby to nazwać… grupa wiekowa, czy pokolenie – żyje w świecie, że ci fachowcy stoją za bramą ustawieni w kolejce, drapią w tę bramę i jak nie ten to następny. Dlaczego my jako naród nie mamy takiego produktu, którym moglibyśmy się szczycić? My niczego nie rozwijamy. Dlaczego Niemcy są tacy dobrzy? Oni umieją tych ludzi zatrzymać, a jak masz wiedzę na miejscu to jesteś w stanie się rozwijać. U nas jest w myśl zasady takiej: “Nie dam więcej niż dwa tysiące, bo nie i tyle”, pomimo tego, że zarabiam dziesięć milionów, bo wezmę następnego i go przyuczę. Wolą być kuźnią talentów. Co z tego, że się nie rozwijam i ten know-how, który u Ciebie nabyłem sprzedam za pięć razy więcej u kogoś innego. Ludzie o tym nie myślą.
Teraz zaczęło się robić gęściej i firmy zaczynają dawać lepsze pieniądze. Faktycznie w pewnym momencie był taki czas, że za bardzo się nie opłacało wyjeżdżać za granicę, bo jak człowiek sobie to wszystko policzył to wychodziło mniej-więcej jeden do jednego, ale to była chwila. Zachód jednak zorientował się w pewnym momencie, że nie jest łatwo wyciągnąć programistów z tych krajów, w których się ich gorzej traktuje. Czyli nazwijmy wprost, jak jesteś z Polski to mogę Ci dać, pięć razy mniej i będziesz zadowolony. Tak kiedyś to wyglądało. Teraz na zachodzie się obudzili, że dam mu tyle ile zarabia Niemiec czy Francuz, czy ktokolwiek. Tak nas drenują, najzwyczajniej w świecie. To jest też brak szacunku na naszym lokalnym rynku do fachowców.
Prowadzą ludzie biznesy (ja też przecież prowadzę) i nie wiem, czy oni tego nie widzą, że jak masz tego fachowca na miejscu to on zrobi Ci wynik, poprawi Tobie produkcję. Jak masz go na miejscu, to nie musisz pisać zapytania do firmy zewnętrznej, która być może przyjedzie za półtora miesiąca. Potem będziesz ją musiał nauczyć swojego procesu. Potem za wdrożenie rozwiązania, które Ty tak de facto wymyśliłeś wystawi Ci fakturę, a potem jeszcze na koniec Twój know-how sprzeda u kogoś innego. Tego nie widzą. Ja tego nie rozumiem, tej straty. To jest po prostu zamykanie oczu i udawanie, że nic się nie stało. Potem zarządach jest lament, płacz. Dlaczego to stoi, dlaczego tak to wygląda, dlaczego inni są lepsi, dlaczego inni mają mniejsze koszty, dlaczego kraje za granicą mają niższe koszty niż w kraju.
Czasami zakłady się porównują pomiędzy krajami. Jak koszty pracy są większe? No jak to? Dlaczego? Dlatego, że są bardziej zinformatyzowani, bardziej zautomatyzowani i ich po prostu na to stać, bo koszt pracy są niższe pomimo tego, że za pracownika płacę pięć razy tyle. To ten koszt pracy w TKW (techniczny koszt wytworzenia) jest zdecydowanie mniejszy niż w Polsce. Po prostu jedziesz w manualu, popychasz tę produkcję ręcznie, wydaje Ci się, że kupiłeś ERP-a “za pięć tysięcy” i już jesteś bogiem produkcji. Tego ludzie nie rozumieją. Często ktoś chce, żebym przyszedł i oczekuje, że ja mu powiem: “kurczę, jak Ty masz fajnie, nie musisz nic zmieniać”. No nie, to tak nie działa. I bardzo często jest obraza co ja sobie wymyślam itd.. Ja mówię: “stary, obrażaj się dalej i zastanawiaj się jeszcze przez dwa lata czemu to nie idzie”. Płaci się za wiedzę. Nie rozumiem tej mentalności.
Piotr Tracichleb:
Czyli to jest kwestia takiego zakumulowanego know-how. Jak pracowałem za granicą, to w tych firmach ludzie faktycznie pracują przez dziesięć, piętnaście, dwadzieścia lat. Czasami całe życie. No i tak zresztą było w Polsce za komuny (ale to z innych przyczyn). No w Polsce faktycznie czegoś takiego nie ma. Zaczyna się lepiej płacić pracownikom i ja sobie robiłem wyliczenia, bo też pracowałem na zachodzie i chciałem wiedzieć co się opłaca i faktycznie był taki moment, że jeżeli miałbym pracować na zachodzie, na etacie to zupełnie by mi się to nie opłacało, bo biorąc pod uwagę koszty życia no i też kwestie rozłąki ze znajomymi itd., to było to bez sensu. Natomiast jeśli chodzi o pracę na kontrakcie (a większość ekspatów jednak pracuje na kontraktach, przynajmniej tych, których znam), to wciąż jest dysproporcja, gdzie można zarobić.
Rozmawiałem z paroma osobami (zresztą też znając swój przypadek) i można zarobić tam czterdzieści, sześćdziesiąt tysięcy miesięcznie. Przeliczając na złotówki to są pieniądze po prostu nie do pomyślenia w Polsce, gdzie są przypadki, że gość pracuje dwadzieścia-parę dni miesiącu na rozruchu gdzieś tam w Niemczech po dziesięć, dwanaście, czternaście godzin dziennie i tylko zjeżdża na cztery dni, dwa razy w miesiącu, zarabia tam piętnaście tysięcy i mówi: “nie no, bo te nadgodziny niby nie są płatne tak jak trzeba, ale to jest jakiś tam równoważny system pracy czy coś takiego”. Ja sobie myślę: “przecież gościu, Ty możesz się wyprowadzić do tych Niemiec, wziąć tam ze sobą rodzinę i po ośmiu godzinach wrócić do domu.”
To często do ludzi nie dociera, że można lepiej.
Łukasz Dziewięcki:
To jest tak, że są ludzie, którzy boją się zmian. Jest taki opór albo jest niedowierzanie, a często też jest szukanie haczyka, że kurde za taką kasę to na pewno coś jest nie tak. Takie myślenie i ludzie nie dopuszczają po prostu do głowy, że taki zarobek po prostu jest. Jak się pracuje z ludźmi z różnych krajów, to porównuje się oczywiście wynagrodzenia i oczywiście możemy mówić o poufności, ale jesteś na rozruchu i pytasz “no to ile zarabiasz”, to pamiętam jak powiedziałem ile zarabiam, to site manager powiedział: “słuchaj stary, to ja Ci coś powiem, bo z Twoją głową to mi jest po prostu wstyd Ci kazać coś zrobić i nie wiem jak ja mam Cię poprosić, żebyś Ty to uruchomił”. I gdzieś tam mocno rozmawialiśmy. On mnie uświadomił jak wyglądają stawki, jak się szanuje pracownika, jak to powinno wyglądać, że nie musisz być traktowany jak murzyn, który pojedzie i będzie tyrał po czternaście godzin dziennie i wróci do domu, dostanie trzysta złotych premii, i uścisk dłoni prezesa, i kolejny medal na ścianie… pod warunkiem, że jeszcze masz dom, bo Cię rodzina nie widzi, bo Ciebie non stop nie ma.
To jest brak szacunku ale też ludzie sami na to pozwalają. Czasami jest to po prostu zwykłe przyzwyczajenie i ktoś się boi, i mówi: “kurczę, piętnaście lat klepię przenośniki i jak ja mogę zrobić teraz podajnik?”. To wcale tak nie jest, bo jeżeli firma z zagranicy decyduje się na zatrudnienie to po pierwsze Cię sprawdzi, a po drugie nikt nie zakłada, że jak przyjdziesz na dane miejsce to od razu wszystko wiesz. Ja jak zatrudniam ludzi z wiedzą to zakładam, że nic nie wiedzą i po prostu prowadzę przez chwilę za rękę, żeby zobaczyć obszary, w których ta osoba jest ode mnie lepsza (bo zawsze zatrudniam osoby, które są ode mnie w czymś lepsze i to o wiele lepsze) – to jest spokój na głowie i się czegoś nauczę. Więc tu to też może z tego wynikać, że ludzie się boją zmiany, a pracodawcy to wykorzystują. Ale to się już kończy. Ja to widzę po tych firmach jak ludzie uciekają i też bardzo często zakładają swoje biznesy teraz.
I to też jest dla tych dużych integratorów problem, bo w momencie jak to jest duża firma i chcesz coś uzyskać w zakresie automatyki, to dostajesz wycenę po X czasu, kwotę razy bardzo duża marżę pomimo, że Ci programiści zarabiają to tysiąc pięćset euro (załóżmy). No i czekasz na wdrożenie, nie mając gwarancji, że będzie to co chciałeś.
Tak dobijając tak do końca to ja w ogóle nie wiem czy na rynku wynagrodzeń się coś szybko zadzieje. Natomiast wiem, że jeżeli się nie zadzieje to będzie duży problem. Oczywiście będą pomysły, żeby zatrudniać ludzi z zagranicy i programistów i mniej im płacić. Ale… zatrudnię kogoś z jakiegoś kraju – po co on ma pracować w Polsce skoro pięć razy tyle dostanie za tę samą robotę za granicą? Poza tym za granicą już się zorientowali, że lepiej wziąć Polaka albo z innego kraju gdzie są bardzo fajni ludzie i programiści, któremu zapłacą tyle samo a będzie mega zadowolony i lojalny, i nie zmieni tej pracy.
Piotr Tracichleb:
Gdybyś teraz był młodym automatykiem i dopiero zaczynał to coś byś robił, w jakim kierunku byś poszedł, żeby Twoje życie zawodowe potoczyło się jak najlepiej?
Łukasz Dziewięcki:
Nie wiem co teraz uczą na studiach i jak przedstawiają przemysł. Ja widziałem jak mnie uczyli i wady tego systemu. Tak de facto wychodziłeś na rynek pracy, za cholerę nie wiedziałeś co Ty możesz robić. Skończyłem automatykę i robotykę i z kolegami, pamiętam, że zastanawialiśmy się: “Ty, gdzie ja jako automatyk mogę dostać robotę? Na jakim stanowisku?”. Potem gdzieś pojawiło się utrzymanie ruchu i nie wiedzieliśmy jeszcze co to jest, bo jeszcze Internet to tak słabo działał. “Jak utrzymanie ruchu, to nie wiem… Pociągi, czy coś?” Nikt nie wytłumaczył podstaw. Czyli po co ja – automatyk – jestem. Jeżeli byłbym teraz młodym automatykiem, a mam dostęp do Internetu to przede wszystkim zorientowałbym się w temacie co automatyk może robić i zobaczyć czy to jest to co ja chcę. To jest absolutna podstawa. Czy ja chcę wziąć i spędzać czas w hałasie, na produkcji? Czy wolę jakieś przytulne, bezstresowe miejsce? W zasadzie można się przebranżowić i nie być automatykiem, bo dla automatyka nie ma miejsc przyjemnych, cichych, spokojnych, gdzie sobie ptaszki ćwierkają itd. My jesteśmy ludźmi, którzy są w przemyśle. W hałasie i w brudzie bardzo często.
Jestem młodym automatykiem, to przede wszystkim patrzę na perspektywy rozwoju czyli czy ta firma, która coś robi się rozwija. Jakie ma plany na przyszłość? Też teraz jestem mądrzejszy, bo jak rekrutuję tutaj do swojego zespołu w Kronospanie to wiem o co się mnie pytają młodzi ludzie. Jakie są perspektywy rozwoju? Nad czym nowym pracujecie? Nad jaką technologią? Tu jest bardzo mocne zainteresowanie tym, co nowego będziecie robili i czy ja będę mógł w tym uczestniczyć. To jest faktycznie bardzo dobre. Jak taka osoba jest młodym automatykiem i widzi, że firma inwestuje w technologie, w rozwój, to jest bardzo duża szansa, że ja się rozwinę, ja się czegoś nauczę. Szukałbym takich firm. To jest dla mnie podstawa.
Małe firmy projektowe na dzień dobry… uważam, że to może być dość problematyczne, bo musi Cię ktoś nauczyć, a ponieważ jest deficyt automatyków na rynku więc ci automatycy najprawdopodobniej są gdzieś na rozruchu i prowadzą projekt. Poza tym jak jest to mała firma, to nie pozwoli sobie na taki koszt, żeby trzymać dwóch automatyków, żeby jeden uczył się od drugiego na rozruchu. Chyba, że jest to huta gdzie tych automatyków jest dwóch, czy trzech. Więc ja na początku unikałbym kogoś małego albo zakładania własnej firmy, bo jednak trzeba się oklepać trochę z tym wszystkim, co się dzieje. Kto jest kim, jak dostarczyć rozwiązanie, jak to wycenić. Tu z własną firmą na dzień dobry, z jakimiś dotacjami w dziedzinie automatyki oczywiście byłbym ostrożny, bo automatyka kosztuje kupę pieniędzy. To jest kupa pieniędzy i można bardzo łatwo umoczyć temat.
Natomiast zaczepić się, żeby liznąć automatyki. Powiem tak… ludzie teraz boją się utrzymania ruchu. Często to wynika z tego, że utrzymanie ruchu i zakład nie wie jak zająć się automatykiem i rzuca go po prostu do takiego zwykłego ruchu ciągłego, gdzie jakiś majster z dwudziestoletnim doświadczeniem każe programiście automatykowi po studiach wymieniać silnik, grzebać w smarze albo malować jakieś rurki. No to w tym momencie taka osoba po prostu nie dość, że zostawi złą opinię o firmie, to zawija się w pięć sekund. Czas zmarnowany. Jeżeli jest gdzieś wysoko zautomatyzowana produkcja, to warto się zaczepić tam na chwilę, tak żeby zobaczyć o co chodzi w procesie. Zobaczysz produkcję, od strony takiej technicznej. Jak utrzymanie ruchu jest dobre, a nie takie, dla których wyłączenie zasilania i włączenie jest rozwiązaniem wszystkich problemów, to też człowiek zobaczy jak te systemy funkcjonują. Podejrzy sobie gdzieś program, jak to zostało napisane. Oswoi się po prostu ze środowiskiem produkcyjnym. Wtedy można myśleć o firmie projektowej.
Ja tak zrobiłem i uważam, że był to bardzo dobry ruch. Dlaczego? Bo najpierw zobaczyłem o co chodzi w utrzymaniu ruchu, jak utrzymanie ruchu podchodzi do obsługi maszyn i zrozumiałem, że te maszyny, które dostarczam muszą być mocno odporne na różne zachowania dziwne. Też zobaczyłem o co chodzi w sterowniku, jak to działa, o co chodzi na produkcji, że to musi iść dwadzieścia cztery na dobę, że nie ma czegoś takiego, że “a co tam, że to się zatnie”. To nie jest tak. Na studiach takich rzeczy niestety nie uczą, że produkcja musi iść. Jak produkcja stoi to jest strata – takich podstaw nie uczą. Jesteś młodym automatykiem, poszukaj sobie pracy, gdzie przez chwilę od kogoś będziesz mógł się czegoś nauczyć.
Kończąc studia jesteś nauczony gdzie, co i jak znaleźć, wiesz co to jest regulator PID w teorii. I to, że masz małe laboratorium i umiesz coś napisać, to wcale nic nie oznacza, bo jak dostaniesz proces, gdzie wiesz, że nie możesz się pomylić, bo jak przeregulujesz to będzie katastrofa, to trochę inaczej to wygląda. Dlatego zaczep się gdzieś, gdzie jest automatyzacja na wysokim poziomie, żebyś mógł popatrzeć jak inni to zrobili. Dopiero potem myśl o czymś dalej.
Managerka? Powiem tak – każdy, ja też jak kończyłem studia to sobie mówię: “chciałem być kierownikiem, fajnie by było – będę siedział i nic nie robił”. To w ogóle już było takie marzenie, bo ciężko zarządza się jak nie masz wiedzy w danym obszarze. Możesz oczywiście zatrudnić sobie super fachowców ale to nie jest tak, że jesteś bez wiedzy i próbujesz coś zrobić. Po prostu ludzie nie będą chcieli z Tobą pracować, bo nie jesteś partnerem do rozmowy.
Piotr Tracichleb:
Czyli po prostu na początek szukać dobrego utrzymania ruchu, pewnie najlepiej jeszcze gdzieś tam na ostatnich latach studiów ale takiego gdzie faktycznie będzie automatyka a nie naprawianie spłuczek w toalecie. Później po studiach zrobić swoje gdzieś na produkcji, gdzieś pojeździć. No i później myśleć co dalej.
Łukasz Dziewięcki:
To jest świetny pomysł. My tutaj na przykład będziemy budować laboratorium automatyki całe gdzie planujemy współpracę, z którąś z politechnik. Nie wiem jeszcze z którą, żeby już właśnie w trakcie studiów ludzie uczyli się o co chodzi w procesie, żeby widzieli to na produkcji i mogli też zasymulować w laboratorium. Taki jest pomysł. Te talenty będziemy chcieli wyławiać. Bo student wychodzi z takiego inkubatora, gdzie był głaskany przez pięć lat. Bo teraz to niestety ale głaszcze się, bo jak ktoś jest na automatyce to “wow, super”. I nagle przychodzi do… no nie wiem, może to być huta, aluminium, drzewo, cokolwiek. Przychodzi i nagle ma zderzenie z rzeczywistością – “zaraz, tu nie jest czysto, tutaj to jest szybko i szybko się rzeczy dzieją. Nie ma czasu pomyśleć nad algorytmem czy jakimiś rzeczami”. I chodzi o to, żeby ludzi oswoić z tym przemysłem. To tak jak ten twój pomysł, żeby już w trakcie studiów szukać – jak najbardziej. Możesz się dostać gdzieś na jedną czwartą zmiany, na praktyki. Korzystaj z okazji, bo już będziesz wiedział. Albo przynajmniej będziesz na końcu studiów wiedział czego unikać, bo stwierdzisz, że “to nie jest dla mnie, to mi nie pasuje i idę w inną stronę”.
Była to druga z trzech części wywiadu z Łukaszem Dziewięckim. Poprzednią, w której rozmawialiśmy o tym, czy tym co może robić automatyk i robotyk po studiach, czy automatyk może pracować zdalnie i jakie umiejętności powinien posiadać znajdziesz tutaj.
Kolejną część, w której Łukasz odpowiada na pytania m.in. dotyczące tego jak nauczyć się systemów MES, oraz w jakich językach dobrze jest programować PLC znajdziesz tutaj.