19.02.2022  Piotr Tracichleb

  W dzisiejszej rozmowie wraz z Markiem Halaczkiem omówimy początki kariery automatyka w branży automotive. Tym samym przeanalizujemy różnice pomiędzy branżami automotive oraz material handling. Wymienimy również swoje spostrzeżenia na temat pracy oraz życia automatyka w Holandii.

Dla tych, którzy, wolą słuchać niż czytać lub chcą posłuchać nas w tak zwanym międzyczasie, przygotowaliśmy podcast. Materiał jest też dostępny na YouTube.


Link do Podcastu Spotify

Link do Podcastu Spreaker


 

Piotr Tracichleb


Witam serdecznie. Moim dzisiejszym gościem jest Marek Halaczek, z którym poznaliśmy się na LinkedIn. Marek obecnie pracuje w Holandii dla firmy Vanderlande. Opowiedz nam proszę kilka słów o sobie.



Marek Halaczek


Cześć, witam wszystkich. Pracuję w Holandii od prawie 2,5 roku w firmie Vanderlande, na stanowisku Controls Project Engineer - czyli generalnie programista PLC plus jeszcze parę dodatkowych rzeczy. Z reguły zajmuję się programowaniem oraz uruchamianiem sortowni. Trafiłem do działu Amazona, przez co zajmuje się uruchamianiem sortowni właśnie dla nich. Za parę tygodni wyjeżdżam do Anglii na około pięć miesięcy, by zrealizować kolejny projekt. I to by było w sumie tyle.


Piotr Tracichleb

Dzieje się. Tak naprawde wykonujesz typową pracę automatyka. Mógłbyś powiedzieć od czego zaczęła się Twoja przygoda z automatyką?



Marek Halaczek


Byłem na studiach na kierunku automatyka i robotyka, a taka prawdziwa przygoda zaczęła się wraz z pierwszą pracą. Była to firma integratorska, uruchomieniowa, ale w Polsce. Zdobyłem tam pierwsze doświadczenie, gdyż na studiach ciężko było dowiedzieć się jak to w rzeczywistości funkcjonuje. Słyszało się tylko pogłoski, że jest dużo wyjazdów. (...) Zaraz po studiach dostałem pracę w Polsce. Była to branża automotive i moja pierwsza delegacja miała miejsce w Chinach. Trwała około dwóch miesięcy, w okresie zimowym. Było to nowe doświadczenie, zderzenie z inną rzeczywistością. Tym bardziej, że najpierw pisałem program na linię, którą miałem uruchomić w Chinach. Przez ten czas będąc jakby “offline”, nie miałem dużej biegłości w tym jak to wygląda w praktyce, ani w ogóle nie wiedziałem czym ja się do końca zajmuję. Mogę powiedzieć, że było to robione “na czuja”.



Piotr Tracichleb


Spoko. Przepraszam, że przerywam, ale chciałbym poruszyć kilka wątków. Studiowałeś na Politechnice Śląskiej na MT, prawda?



Marek Halaczek


Tak. Zgadza się.



Piotr Tracichleb


Wydaje mi się, że w Gliwicach (bo Gliwice stoją trochę przemysłem automotive) jest większa świadomość tego, jak ta praca będzie wyglądać. Ja zaczynałem studia najpierw w Gliwicach, a później kontynuowałem je na AGH. Na AGH odbywały się pewne zajęcia z PLC, czy sieci przemysłowych - tego typu rzeczy. Natomiast nigdzie nie było dostępnych informacji jak ta praca faktycznie wygląda. W Gliwicach jednak, mieliśmy wycieczki, powiedzmy “ze studiów”, bodajże do fabryki Fiata. Natomiast na AGH kompletnie coś takiego się nie odbywało. Ostatnio prowadziłem dla studentów wykład, objaśniający jak ta praca na ogół wygląda. Myślę, że jeszcze to powtórzę, bo studenci mają małą świadomość- ja sam jej nie miałem, nie wiedziałem jak to się robi.

A tak swoją drogą to trochę dziwne, że dali Ci do robienia projekt w offline. Mam na myśli przygotowanie projektu w biurze, w sytuacji gdy nigdy nie robiłeś takiego na linii.



Marek Halaczek


Parę osób zaczynało wraz ze mną  i z tego, co pamiętam wyglądało to dość podobnie. Jeśli chodzi o same studia- to tak jak mówisz - też były jakieś wycieczki, dawało to pewną orientację. Również na studiach miałem okazję być na stażu przez trzy miesiące w Opolu. Miałem pewien pogląd na to, jak te linie jeżdżą, jak to działa- jednak od strony obserwatora. Ale jeżeli chodzi o sam proces od środka, to również na tamtym etapie nie miałem pojęcia.


Piotr Tracichleb


Jasne. Wiadomo też, że dla studenta niewyobrażalna może być skala tego jak duże są to projekty i ile tak naprawdę jest do zrobienia.



Marek Halaczek


Zgadza się.



Piotr Tracichleb


A jak poszedł ten projekt? Napisałeś go sam, nie mając pojęcia jak to się robi, a potem uruchamiałeś. Chyba nie było łatwo.



Marek Halaczek


Nie było łatwo, ale wiadomo - uczestniczyło w tym więcej ludzi. Byli też inżynierowie z większym doświadczeniem. Równolegle do mojego projektu robiliśmy podobną linię, przez co mogłem się na niej wzorować. Także nie było tak, że sam od zera musiałem go wymyślać. Były drobne niuanse, ale generalnie był to jakby mój referencyjny projekt. Może na początku troszkę źle to przedstawiłem. Było to rzucenie na głęboką wodę, ale może nie aż na taką głęboką. Jednak uruchomienie dla laika było dosyć sporym wyzwaniem. Szczególnie wtedy wychodziły wszystkie problemy i niedociągnięcia, które na etapie offline, siedzenia w biurze spychało się na dalszy plan byle móc iść dalej i ukończyć ten program.



Piotr Tracichleb


No jasne. Chyba szczególnie robi się tak w przypadku, gdy później w biurze nie odbywają się testy, a w automotive raczej testów się nie przeprowadza.



Marek Halaczek


Przynajmniej wtedy jak ja byłem to testów jako takich się nie przeprowadzało. Coś jednak zaczynało się dziać, kiedy zmieniałem pracę, więc prawdopodobnie poszło to w dobrym kierunku.



Piotr Tracichleb


Aha. Czyli jakieś plany, by robić symulacje i testować linię w offline już są. Okej.



Marek Halaczek


Tak podejrzewam. Bez tego bywa ciężko, ale się da.



Piotr Tracichleb


Pewnie, że się da. Tylko po prostu więcej czasu spędza się na rozruchu.

A jakbyś mógł tak ogólnie opisać swoje wrażenia oraz doświadczenia z automotive. Jak Ci się pracowało w tym przemyśle?



Marek Halaczek


Ciężko mi wypowiedzieć się na temat samej specyfiki przemysłu. Nigdy też nie byłem na fabryce w momencie, gdy już działa, szukając jakichś błędów, czy przyspieszając linię. Zawsze były to raczej uruchomienia, a później spędzałem około 2-3 tygodnie na supporcie. Generalnie podobało mi się to. Może niekoniecznie automotive- znaczy niekoniecznie odnosi się to tylko do automotive'u, ale do innych branż. Chodzi mi tu już o taką pracę automatyka, że na etapie uruchomienia nie jest to faktycznie tylko siedzenie przed komputerem i klikanie. Czasem trzeba jeszcze podejść, zerknąć na czujnik, sprawdzić czy zasilanie dochodzi, czy wszystko jest połączone zgodnie z tym jak powinno. Jeżeli nie, to najlepiej to przepiąć i w następnej kolejności poinformować o problemie, bo później zanim się doprosi o zmianę to troszkę to trwa. A czas jest ważny. Z tego co kojarzę to uruchomienia typowo automotive w porównaniu do tego co robię teraz, czyli do material handling, były dosyć długie. Uruchomienia takiej linii do dry runa, czyli przejazdu bez części to były około 2 miesiące. Nie pamiętam teraz dokładnie tych liczb, ale tak tylko dla porównania: projekt na który będę teraz jechał do Anglii, to na samo jego uruchomienie przeznaczone ma półtora miesiąca/ miesiąc. 


Piotr Tracichleb


Zazwyczaj są to też o wiele większe linie, prawda?



Marek Halaczek


Zależy jakie linie. Ja na przykład w automotive miałem okazję robić linię do drzwi. Tam nie była ona aż taka duża. Maski, albo inne części karoserii nie są stosunkowo wielkie. Inna sprawa, jeśli chodzi o linię montażu całego auta. Wtedy samochód musi przejechać przez fabrykę i tam jest to podzielone na różne części. Ja porównywałem to do takiej linii, jak na przykład montaż drzwi. Oczywiście wszystko zależy od procesu, ale jednak w porównaniu do material handling jest ona dosyć mała. Tu w material handling trzeba się dosyć sporo nachodzić.



Piotr Tracichleb


Jasne. Rozumiem. Jeżeli jest to tylko pewien kawałek linii automotive to faktycznie.

Wcześniej mówiłeś mi, że do Anglii wybierasz się na pięć miesięcy, a sam rozruch jest to kwestia półtora miesiąca. Wyjaśnij nam więc, co dzieje się podczas pozostałych trzech i pół miesiąca?



Marek Halaczek


Jest to rozruch jednego sterownika, a jak wiadomo wszystkie sterowniki robią się równocześnie. Czasem trzeba wesprzeć inny. Później mamy dwa tygodnie testów od klienta - czas na zatwierdzenie wszystkiego. W dalszej kolejności następuje pierwsza produkcja. Wszystko kończy się "ramp up support" czyli sprawdzaniem, czy wszystko jest okej. Wtedy dochodzi do naprawy ewentualnych błędów.



Piotr Tracichleb


Tak, ktoś musi być na miejscu. W momencie jak coś się sypie, to stanowi to dla klienta ogromny problem. Nie wiem jak wygląda to w przypadku Vanderlande i przy całym material handling. W przypadku hut panowała zasada, że po ukończonym projekcie, automatyk był tam przez pół roku, rok albo nawet i więcej. Jak był czas to robił pewne poprawki, jak nie było czasu to albo siedział nad innym projektem, albo nic nie robił - po prostu czekał. Fabryki, firmy - mniej lub bardziej chętnie...płacą za czas tego automatyka. W przypadku gdyby go tam nie było, to koszt ewentualnego przestoju byłby zbyt wysoki. Dlatego lepiej zapłacić firmie przykładowo tysiąc dolarów dziennie, by ten automatyk czuwał.



Marek Halaczek


Tak, zgadza się. U nas wygląda to podobnie. Kwestia tego jak długo musi on tam siedzieć. Istnieje również specjalny dział serwisu, który działa na pewnym punkcie przekazania. Lokalny automatyk mając problemy, może skontaktować się z serwisem, który w zależności od umowy, może być dostępny nawet 24 godziny na dobę. W takiej sytuacji dzwoni na konkretny numer i zostaje mu udzielona pomoc.



Piotr Tracichleb


Jasne. A tak z ciekawości, czy Vanderlande używa zdalnego dostępu? Na przykład przez EWON albo IXON- w razie czego, gdyby coś się działo, to mogą się podpiąć zdalnie? Czy raczej takie rozwiązania nie są stosowane?



Marek Halaczek


Tak jak wspomniałem - tym zajmuje się dział serwisu. Łącząc się, mają dostęp do danych fabryki i są w stanie je sprawdzić, ewentualnie po uzgodnieniu wgrać pewne update'y. Wiadomo, w sytuacji gdy trzeba coś sprawdzić to pracownik zawsze tam pojedzie, jednak stanowią oni monitoring tego wszystkiego.



Piotr Tracichleb


Jasne, rozumiem. Mi osobiście zdarzyło się, robić cały rozruch zdalnie. Był to czas, gdy nie dało się polecieć z Holandii do Chin. Co przesądziło o tym, że zdecydowałeś się przenieść do Holandii?



Marek Halaczek


Generalnie przypadek. Szukałem nowej pracy i jako, że miałem doświadczenie tylko w automotive, to skupiłem się głównie na tej branży. Wysłałem CV do paru niemieckich firm, lecz bez większych sukcesów. W tym samym czasie skontaktował się ze mną ktoś z Vanderlande. Na tym etapie nawet nie wiedziałem, że istnieje taka firma, taki dział automatyki oraz że można zajmować się takimi rzeczami. To był czas, gdy potoczyły się rozmowy- stwierdziłem, że czemu nie. Mój pierwszy raz w Holandii miał miejsce na jednym z etapów rozmowy kwalifikacyjnej. Podsumowując, był to generalnie jeden wielki przypadek oraz może trochę szczęścia. Nie była to jakaś przemyślana decyzja od A do Z. Jedyne co wiedziałem to to, że chcę spróbować czegoś nowego i najlepiej by było to za granicą. Dzięki temu mógłbym mieć porównanie do tego jak to wygląda tutaj. Właśnie tak to się potoczyło.



Piotr Tracichleb


No jasne. Ja też mam takie wrażenie, że jeśli chodzi o brak znajomości lokalnego języka, to zdecydowanie łatwiej jest o pracę w Holandii niż w Niemczech. Jeżeli ktoś chce pracować w Niemczech to bez wystarczającej znajomości niemieckiego pozwalającej na swobodną komunikację, może być ciężko. Mówisz po niemiecku?



Marek Halaczek


Trochę. Uczę się. Wyciągnąłem podobne wnioski, w związku z czym postanowiłem się uczyć niemieckiego i tak to ciągnę cały czas.



Piotr Tracichleb


No jasne, jasne. Jeszcze odnośnie istnienia firmy Vanderlande. Mówiłeś, że nie wiedziałeś o jej istnieniu. Jak ktoś się uważnie rozgląda na lotniskach, to często jest w stanie ją zobaczyć na taśmach, gdzie są bagaże.



Marek Halaczek


Dokładnie, ostatnio miałem okazje widzieć w Katowicach. Tylko, że tam jest dosyć stary napis.

(...)

Warto też wspomnieć, że nasza firma ma trzy główne gałęzie. Stanowią je również lotniska sortownie, albo po prostu przesyłki, paczki oraz magazyny. Generalnie magazyn od sortowni różni się tym, że w magazynie jest jeszcze przestrzeń, żeby przechowywać dany produkt. W sortowni wchodzą one w punkcie A i wychodzą w punkcie B- najlepiej, jak najszybciej.



Piotr Tracichleb


A Ty jesteś na sortowniach, tak?



Marek Halaczek


Tak, tak.



Piotr Tracichleb


Aha. Ja myślałem, że magazyn to generalnie ma magazyny.



Marek Halaczek


Właśnie ostatnio dowiedziałem się, że w zależności od tego, czy ich logo jest (chyba) na niebieskim lub pomarańczowym tle, to oznacza to jedno albo drugie.



Piotr Tracichleb


A, okej. Ciekawe z czego to wynika.

A tak jeszcze odnośnie znajomości języka, czy uczysz się holenderskiego?



Marek Halaczek


Nie, nie zacząłem się uczyć. Głównym powodem było to, że już wcześniej zacząłem uczyć się niemieckiego. Może był to błąd, ale... ciężko stwierdzić. Generalnie firma daje do tego możliwości, lecz wiadomo - jak ktoś wyjeżdża na parę miesięcy to jest to dosyć utrudnione. Teraz jak przyszła pandemia to wygląda to inaczej, bo lekcje są zdalne, jednak ja osobiście nie zacząłem. Żyję, mieszkam w Eindhoven i jest to możliwe bez języka holenderskiego. Większe problemy pojawiają się przy dokumentach, na przykład podatki albo jakieś inne listy z miasta. Trzeba wtedy posługiwać się Google translate.



Piotr Tracichleb


Tak, ja miałem ten sam problem z oficjalnymi pismami, podatkami jednak zawsze pomagała mi z nimi dziewczyna. Było to dużym ułatwieniem. Miałem Cię również pytać, czy mieszkasz w Eindhoven, czy może bliżej siedziby Vanderlande. Ale okej, mieszkasz w Eindhoven, blisko cywilizacji.



Marek Halaczek


Tak. Jest to większe, chyba trzecie pod względem wielkości miasto w Holandii, oddalone o 20 kilometrów od biura. Dojazd autobusem jest spoko. Pół godziny (coś koło tego, może trochę dłużej) od samego centrum Eindhoven, więc trzeba jeszcze dostać się do centrum. W Holandii - jak wiadomo - najlepiej rowerem. Z tego co wiem kolega przeprowadził się do domu, który znajduje się na wiosce, właśnie bliżej biura. W tym przypadku rozmowa oparta tylko na angielskim jest już problematyczna, bo sąsiedzi są starszego pokolenia i zwracają się do Niego tylko po holendersku. Jednak u mnie w tak dużym mieście raczej nie ma z tym problemów.



Piotr Tracichleb

 

Eindhoven jest bardzo fajnym miastem. Znajduje się tam dużo firm technologicznych - między innymi stamtąd pochodzi Philips (jeżeli dobrze kojarzę). Poza Philipsem jest również ASRL, czyli najważniejsza firma, o której mogliście nigdy nie słyszeć. Zajmują się oni produkcją maszyn do drukowania procesorów, które znajdziemy w prawie wszystkich komputerach oraz telefonach. Jest też chyba Scania, a oprócz tego zlokalizowane jest tam sporo przemysłu.

A odnośnie dojazdów na rowerze to sam będąc kiedyś na rozmowie kwalifikacyjnej w Vanderlande, gość który pracował w biurze pośrednictwa pracy mówił mi, że jego ojciec jeździ na rowerze codziennie 50 kilometrów do pracy w jedną stronę. Czyli dzień w dzień łącznie robi 100 kilometrów. W Holandii nie jest to super częste, ale nie jest to też jakiś ewenement.



Marek Halaczek


Ja odnośnie tego mogę opowiedzieć szybką historię. Był taki jeden dzień w Holandii, jako dla rowerzystów i zachęcali, aby przyjechać do pracy rowerem. Zajęło mi to około godziny. W drodze powrotnej jechał przede mną taki starszy kolega z pracy, lecz jechał strasznie szybko. Próbowałem go dogonić, ale nie byłem w stanie tego zrobić. Nie mogłem uwierzyć, że on daje radę jechać z tak dużą prędkością. Prawdopodobnie musiał mieć w tym rowerze jakiś napęd i dlatego tak to wyglądało.



Piotr Tracichleb

To też jest dosyć często spotykane w sytuacji gdy ktoś ma 15 lub 20 kilometrów do pracy. Szczególnie wtedy instaluje sobie napęd. Nadal trzeba się trochę wysilić, ale jednak jest to dużo łatwiejsze.



Marek Halaczek


Dokładnie.



Piotr Tracichleb


Jeszcze jedno pytanie odnośnie relacji między automotive, a Twoją obecną pracą - czy to doświadczenie z automotive było czymś, co pozwoliło Ci zmienić tę pracę? Taką jakby “trampoliną” do innego miejsca?



Marek Halaczek


Tak, myślę, że na pewno. W Vanderlande też nie zaczynałem od zera. Moje stanowisko było wyższe niż zaraz od najniższego poziomu, czyli zaraz po studiach. Same uruchomienia wyglądają na początkowym etapie bardzo podobnie, więc to doświadczenie było już wyciągnięte z automotive. Bywało też interesująco, bo jednak inne spojrzenie na te same problemy - po prostu było widać jak ktoś pracuje i cały czas robi to samo, zazwyczaj w ten sam sposób. Mając doświadczenia z dwóch różnych branż można to jakoś połączyć. (...) Pamiętam jak na rozmowie w Vanderlande, jeden z rekrutujących managerów zapytał mnie, czym aktualnie się zajmuję. Gdy pokazałem mu na youtube filmik i zacząłem opowiadać co tam się dzieje z tymi robotami to on kompletnie nie miał pojęcia o co chodzi. Myślałem, że nie jest to nic skomplikowanego, szczególnie, że oni też robią automatykę, ale okazało się że są to dwie różne rzeczy. Jeśli chodzi o obie branże to moje wnioski wskazują na to, że w automotive był to proces można by powiedzieć - bardziej dyskretny. Przynajmniej ja tak to odbieram. Tam jednak w sytuacji, gdy robot podniósł część to ta część zawsze tam była i był to stan ustalony. Muszę wiedzieć, że jak go zatrzymam, to zatrzyma się on wraz z tą częścią. A tutaj, w material handling jest tak, że jak zatrzymam jeden conveyor z to cały czas muszę mieć z tyłu głowy, że reszta raczej jedzie. Są na nim paczki, które prawdopodobnie przejadą dalej. Coś cały czas płynie i to jest według mnie trochę inny sposób myślenia. Przynajmniej ja odbieram to w ten sposób. Wracając jeszcze do samego pytania to nie mam pojęcia, czy byłoby możliwe przenieść się bez żadnego doświadczenia. Zapewne zależy to też od czasu w jakim się wstrzeli. Jeżeli pracodawca faktycznie potrzebuje ludzi to będzie rekrutował wszystkich. Jednakże w tym wypadku myślę, że doświadczenie z automotive było dosyć przydatne. Sama obsługa, zapoznanie się z programowaniem, z TIA, z Siemensem też na pewno procentowało.


Piotr Tracichleb


Jasne. Czyli raczej o stanowisko w Vanderlande zaraz po studiach, bez doświadczenia i w przypadku braku ciśnienia na projekty- raczej trudno?


Marek Halaczek


Znaczy będzie to możliwe. Mniej więcej dwa miesiące przed moim przyjęciem, została też przyjęta dziewczyna z Brazylii, mimo że nie posiadała doświadczenia poprzedniego. Wydaje mi się, że wszystko zależy pracodawcy - czego potrzebuje, kogo potrzebuje, ile ma projektów przed sobą, ile mu brakuje. Czasem się uda, czasem nie.



Piotr Tracichleb


No jasne. Rozumiem. To co powiedziałeś odnośnie innego typu procesu też jest ciekawe. Osobiście nie pracowałem nigdy w material handling i też wydawało mi się, że logika, która tam obowiązuje jest logiką binarną. I chyba rzeczywiście tak jest, natomiast spojrzenie na proces faktycznie może być inne.



Marek Halaczek


Jeśli chodzi o logikę to w sumie jest ona stała- trzeba z punktu A przetransportować produkt do punktu B. Nie ma w tym większej filozofii. W automotive jest to bardziej skomplikowane. Czasem trzeba podnieść, czasem odłożyć, czasem nie można tak zrobić, bo coś innego się dzieje, i wszystkie tego typu zależności.(..) W automotive nigdy w życiu nie patrzyłem na czas cyklu PLC. Nie był to jakiś problem. W momencie, gdy przyszedłem tutaj, to pierwsze pytania ludzi dotyczyły tego jaki jest czas cyklu PLC. Należy to dobrze zoptymalizować. Zaprogramowane maszyny muszą odpowiednio o czasie odpowiadać, inaczej wszystko się rozjedzie i nic nie będzie działać. To też było coś nowego. Ale generalna idea - przetransportować od A do B. Droga ta nie wydaje się być jakaś trudna, jednak problemy zaczynają się w chwili, gdy spojrzy się na to głębiej. Gdy chce się zrobić coś mądrzejszego. Schody zaczynają się też wtedy, kiedy trzeba robić interfejsy z innymi maszynami, od innych klientów. (...)



To była pierwsza część rozmowy z Markiem Halaczkiem. Serdecznie dziękujemy za uwagę oraz zapraszamy na dalszy fragment wywiadu, który pojawi się za tydzień!

Jeżeli nie zapoznaliście się jeszcze z serią zeszłotygodniowych wywiadów z Maciejem Aniołem to zachęcamy do lektury. Linki znajdziecie poniżej:

-O tym jak wygląda praca automatyka w przemyśle energetycznym - rozmowa z Maciejem Aniołem cz. 1

-Automatyk w Arabii Saudyjskiej - rozmowa z Maciejem Aniołem cz. 2

-Gdzie jako automatyk nauczyć się programowania systemów DCS? - rozmowa z Maciejem Aniołem cz. 3


Facebook LinkedIn Instagram